Ląd, kraina polarna osnuta białym piaskiem. Iście
pustynny klimat. W Krainie Wiecznej Zimy nie rosły
żadne rośliny oprócz dwóch brzóz, które cudem przeżyły
nieustające zawieje. Przyciągając wzrok drzew ogromna
budowla, zamek z wodnego kryształu stał niewzruszenie
na swoim miejscu. Wiatr dął w swój róg miotając
płatkami śniegu, bił nimi z nieopisaną furią, dmuchał
coraz mocniej: lodowy pałac już prawie zniknął, tak gęsto
padał zimny puch. Stojące w jednej z zasp Drzwi Do
Nikąd otworzyły się. Wyszła stamtąd młoda dziewczyna.
Nosiła krótką spódniczkę oraz cienki sweter.
– Do stu piorunów, bez przesady, co? Piekielne gorąco
– kraina śniegu, bardzo dużo roślin – dwa umierające e…
no drzewa. Zwariować można! Po co ja w ogóle tu
przychodziłam?! No tak. I po co ja brnę w śniegu, okaże
się, że ta legendarna „Królowa” nie istnieje, że muszę
teraz szukać czarodzieja w lisiej czapce, że w ogóle moja
siostra jest chora psychicznie i … – rozległo się przeciągłe
wycie. – Wilki? Nie, to tylko wiatr… A zresztą, cokolwiek
to jest, moja siostra nie jest, nie była i nigdy nie będzie
obłąkana. Gdyby tak było, nie przeżyłabym ani jednego
dnia w Szkole. I zawsze będę szukać tego Klucza. Nawet
jak… Nie mogę zginąć. – Agnieszka przyspieszyła
kroku. Choć szła może sześć metrów na godzinę, to w
jej przekonaniu pruła przez zaspy z niewiarygodną
prędkością. Bezlitośnie zgniatając chmury płatów śniegu
rozpruwała grubą pierzynę. Do zamku jeszcze tylko kilka
kroków…
Bam! Wtoczyła się do Pałacu. W pozycji stojącej
utrzymywała się resztkami sił. Rozejrzała się wokół siebie.
Wielkość zamku ją przytłaczała. Na lodowo-niebieskiej
posadzce nie leżał żaden dywan. Na ścianie nie wisiał
żaden obraz. Ale ze śnieżnobiałego sufitu zwisał żyrandol
tak duży, że muskał ją lekko w ramię, tak ciężki, że
gdyby spadł zabiłby Neskę.
– Królowo! – zawołała, a echo powtórzyło jej głos. –
Królowo! – nie było odpowiedzi. Poprzedzone ujadaniem
wycie znów się rozległo.
To nie może być wiatr – pomyślała dziewczyna, –
to wilki! Czarodziejka nigdy nie bała się wilków w
odróżnieniu od swojej siostry. Przypominały nią samą.
Wiele z nich zostało zabitych i podczas pełni te, które
jeszcze pozostały, krzyczały w bólu i wściekłości do
swoich przyjaciół, braci i sióstr, które gdzieś tam skąpane
w białej poświacie odpoczywały po śmierci. Ich siła
zdumiewała czarodziejkę. Kiedyś w lesie spotkała jednego
z księżycowych psów. Chciał ją zaatakować. Widziała
zjeżoną sierść na grzbiecie fosforyzujące oczy i strach,
poczucie zbliżającego się końca. Odeszła. Nie mogła nic
więcej zrobić. Ale od tamtego czasu pokochała te
stworzenia, chociaż przerażenie zmieniło je w potwory.
Przyglądając się wysoko sklepionym salom szła teraz
przez pustkę pałacu, podążała za głosem zwierzęcia. W
końcu dotarła do najokazalszego i najmniejszego zarazem
pomieszczenia. Przy jednej ze ścian stał wysoki tron.
Patrząc się w kryształową kulę i popijając herbatkę
siedziała na nim kobieta o słomkowych włosach. Na czole
lśnił mały diadem, chabrowa suknia podkreślała grację
figury. Obok niej stał rudy chłopak. Po prawej ręce
królowej siedział wilk. Wszyscy troje rozmawiali ze
sobą.
– Jesteś pewien, że chcesz jej o tym powiedzieć?
Zastanów się – ciągnęła jasnowłosa.
– Nie, ale…Ona sobie nie poradzi. Zły wytropi ją
zanim…
– Tylko, że jest jeszcze kawałek lodu, zagadka, którą
trzeba rozwikłać – jak to mówimy ja i Gerda – ty jej
potrzebujesz, jeśli powiesz jej o tym teraz, na pewno cię
nie zawiezie.
– Grrrrr…– wtrącił się księżycowy pies.
– A, tak kochana. Zapomniałam o mojej kuli. Witaj
Agnieszko! – zawołała śpiewnym głosem. – Jestem
Ariadis, Królowa Lodu. Napijesz się herbaty?
– Herbaty?! – wrzasnęła dziewczyna. – Herbaty?! Po
to przebyłam sześć Światów, żeby cel mojej podróży
zapraszał mnie na herbatę?!
– Powiem, jak szukać Klucza – odparła kobieta. Przy
herbacie. Jeśli zamierzasz szybko dotrzeć do Komnaty
musisz się lepiej ubrać. Pojedziesz na Gerdzie. Nie martw
się, nie zrzuci cię.
– No dobrze – zgodziła się Agnieszka, a Królowa
nalała jej złocistego płynu do osobnej filiżanki.
– To bardzo proste. Musisz w każdym Świecie
wyczarować te niebieskie iskry, co w Krainie Miłości.
– To wszystko?
– Tak. Jak odnajdziesz Klucz musisz pomyśleć o
Krainie Empatii, wtedy, według legendy Wrota się
otworzą.
– Tej Legendy, co wysłała do mnie list?
– Nie. Legenda, która wysłała do ciebie list, to
dyrektorka twojej szkoły.
– Co?!
– Natomiast legenda, o której mówię to starodawna
opowieść o kolorach, które zostaną zbudzone i połączą się
na znak pokoju między wszystkimi stworzeniami i
przyrodą.
– Nic nie rozumiem.
– Nikt nie rozumie. Ale wygląda na to, że to ty jesteś
tą, która „piorunem w ziemię uderzyła i wszystkich nas
uratuje”. Prawdopodobnie z Krainy Empatii wyjdą
wtedy potężne siły magiczne, które pomogą unicestwić
Złego.
– Zabić? – przeraziła się Agnieszka – To okrutne.
– A masz jakiś lepszy pomysł?
– Nie.
– Ja też nie – odezwała się Królowa po chwili
milczenia. – To okropne. To mój kuzyn.
– Kuzyn?! Z iloma osobami w Krainach jest jeszcze
spokrewniony?!
– Budowaliśmy razem zamki z piasku, naprawdę.
Asmilora, jego siostra zawsze trzymała stronę swoich
rodziców. „To dziecko jest stworzone do podbojów” –
mówiła ciotka, dlatego Asmi zawsze nam przeszkadzała.
Była taka władcza, schodziliśmy jej z drogi. Strija i
Lilian, moje siostry, zawsze nam towarzyszyły. Od
Lilian biło takie światło. Ona była najstarsza, ale
nam to nie przeszkadzało, w każdym razie mnie. Bo
Strija była wściekła, czuła się wykorzystywana jako ta
najmłodsza. Wszyscy jej unikali, ponieważ nie panowała
nad swoją mocą. Tu i ówdzie coś spłonęło, no, wiesz,
jak to bywa. Jedyną osobą, która nie bała się z nią
przebywać była właśnie Lilian. Nie chciała, żeby jej mała
siostrzyczka czuła się samotna. Strija gardziła litością.
W jej Krainie nie zależała już od nikogo. Jeszcze
jedno. Wiktor prosi, żebyś zawiozła go pierścionkiem
na Nimeru, waszą planetę. Koniecznie chce się tam
dostać. Jak najszybciej. Prawdopodobnie wpadł w jakiś
portal i bez pierścienia nie może wrócić. Nie musisz
mu go dawać, wystarczy, że pozwolisz mu iść ze
sobą.
– On jest niemy? – spytała Neska. – Nie może sam
powiedzieć? Biedak. Ale jak udało się go zrozumieć?
– Nie jest niemy. O ile wiem, słyszałaś jak mówi. Po
prostu jest trochę nieśmiały.
– A, tak faktycznie. Chodź Wiktor. Wielki dzięki za
herbatę. Miętowa to moja ulubiona – utkwiła wzrok w
Gerdzie. – Musimy już iść.
– Znów się spotykamy – warknęła wilczyca.
– Poznaję cię – odpowiedziała czarodziejka. – Miło
mi.
– Ty ją rozumiesz – zdziwił się Wiktor. – Jak?
– Dlaczego mam nie rozumieć? – rzekła Agnieszka,
kiedy już wychodzili.
– No…Bo zwierzęta nie mówią.
– Tak, to dlaczego Gerda mówiła, hę?
– Jesteś dziwna.
– Przypominasz mi trochę Ernesta.
– Ernest nie istnieje – chłopak odetchnął głęboko. – Ja
nim jestem. Śledziłem cię przez wszystkie Krainy, ale
zgubiłem pelerynę niewidkę.
– I mam cię teraz zabrać na Nimeru?
– No, tak. Gnomy Złego mnie gonią. Nie chciałem cię
szpiegować, naprawdę. Na Nimeru mam przyjaciółkę, a
Zły zagroził, że ją…
– Rozumiem.
*
* *
Gdzie oni się podziewają? – pomyślała Ariadis. – Już
minęło trochę czasu. Jeszcze nie wypuściła tutaj iskier.
Chyba, że znaleźli już Klucz. – Sięgnęła po kryształową
kulę. – Nie, są w Krainie Nocy.
*
* *
– Agnieszko, skup się! – poprosiła Królowa. – Wypuść
iskry!
Ziemia zadrżała pod wpływem siły. Huknęło. Klucza
nigdzie nie było.
– Idziemy – stwierdziła dziewczyna. – Musimy wracać.
Twoja przyjaciółka czeka na ciebie – zwróciła się do
Wiktora.