sobota, 19 marca 2016

"Pięć do odstrzału" Rozdział 2

 Klamka zapadła. Zgodziłam się wykonać plan Leda. Nie było odwrotu. Pozostawało zmierzyć się z konsekwencjami tej decyzji niezależnie od tego, jak skończy się moja historia.
Ale zaraz! Przecież mogłam się rozmyślić. Mogłam do wieczora zmienić zdanie jeszcze tysiąc razy. Mogłam - na przekór sobie, Ledowi - mogłam właściwie wszystko. Dlaczego więc wiedziałam , że postąpię zgodnie z planem? No właśnie, dlaczego?
Bo to dzięki Ledowi wyrwałam się z bezczynności.Poza tym naraził się na niebezpieczeństwo szukając mnie na tym przyjęciu.
Jego pomysł przedstawiał się następująco: sklonuje mnie cztery razy, a kiedy będę uciekać klony zostaną przynętą dla policji. Kiedy to usłyszałam zaniemówiłam. Co prawda wiedziałam już wcześniej, że zajmował się klonowaniem, ale nie na taką skalę: zwykle mnożył wodę, kamienie, kwiaty i drzewa, a czasem nawet wiewiórki. Nigdy człowieka - i nigdy cztery na raz.
Zadałam mu kilka pytań. Powiedział, że im więcej kopii tym lepiej - w końcu któraś może nie wyjść. Że trzeba coś zmienić w genach, żeby klony były posłuszne, ale nie za bardzo, bo przestaną mnie przypominać. Że wyśle za mną jednego - policja powinna skupić się na podróbce, a ja zyskam dodatkowy czas.
Jednak nigdy nie wpadłby na ten pomysł, gdybym mu nie wyjawiła, na czym polegał problem.
Byłam czarodziejką. Byłam napiętnowana. Ktoś zapytałby: "Ornatt, czym się tak zamartwiasz? Przecież masz na usługach potężne moce? Wielu magów uciekło... więc czemu nie ty?"
Fajnie. Ale te "potężne moce" wcale nie były tak potężne. Inni czarodzieje unosili się w powietrzu lub stawali się niewidzialni. A ja? Potrafiłam sprawdzić, czy ktoś, kogo widzę ma w sobie magię. I tyle.
Rzadko używałam zdolności. Zwłaszcza ostatnio następowały skutki uboczne. To znaczyło, że nadchodził szczyt.
Kiedy półtora roku temu opowiedziałam mu o tym wszystkim, myślałam, że przestanie się bać i wyda mnie policji. Na szczęście nie. Zamiast tego zaczął interesować się moim życiem. Pogodził się z tym, że już zawsze będzie dochowywał sekretu. Postanowił więc - uwaga - że zostaniemy przyjaciółmi. Miało to dobre i złe strony. Co prawda, mogłam monitorować go (sprawdzać czy nie robi czegoś głupiego) przez cały czas. Ale wnioskując z poprzedniego zdania miałam powody, by podejrzewać, że robi coś głupiego. Bo Led był głupi, mimo specjalistycznej wiedzy o klonowaniu. Bezdennie głupi i bezdennie dobry. Nie potrafiłam z nim wytrzymać.