sobota, 28 marca 2015

"Zaprzysiężeni" Rozdział 3

Pierwsza grupa wędrowała do Seriklonu, stolicy Nyi. Droga to miasta zajmowała trzy tygodnie- zwłaszcza, że Zaprzysiężeni szli piechotą, a Pierwszy Las przepełniały dziwne zwierzęta i ludożerne rośliny.
Białowłosa Alwa czuła się wyśmienicie. Dobra kondycja pomagała jej, poza tym mogła wspomóc nogi czarami. Współtowarzysze dziwili się, dlaczego tak rzadko używała magii, ale nie śmieli jej o to zapytać. Nawet Skała bał się czarodziejki, chociaż dorównywał jej rangą. Oboje przewodzili Zaprzysiężonym, chociaż to Alwa rządziła w większym stopniu. Niestety on ścigał złodzieja, a Przywódczyni z dobrze znanego sobie powodu nie mogła tego zrobić.
Czarodziejka przyjeżdżała się mocnym liściom młodych i starych drzew, starając się nie zważać na hałas rozmowy.
- Wiesz, że łączniki to nowy wynalazek Bezimiennego?
- Tak, wiem - Maria cierpliwie odpowiadała na pytania Nika. - Podobno służy do otwierania przejścia w polu siłowym, które chroni Nyę.
- Interesujesz się tym? Ja bardzo. Odkryłem to jakiś czas temu. Pamiętam ten dzień. Strasznie się nudziłem i wtedy mój Kamień zaczął świecić. Dotknąłem go i zobaczyłem działanie łączników! Mój Kamień jest żółty - wyjął z torby małą kulę. - A twój? Pokaż go.
- Bo widzisz... Nie mogę. Ktoś go ukradł. Druga grupa właśnie go szuka, a wy idziecie ze mną do Seriklonu. Rozumiesz... Jak umrę... Kamień uzna, że należy do złodzieja. W najlepszym razie będę dotykać Kamienia w chwili śmierci i on po prostu się rozpłynie.
- To ty jesteś Maria? Zdrajczyni. Jak mogłaś wrócić? Ja bym się nie odważył. Dlaczego dopuściłaś się... tego czynu?
Maria spojrzała na niego ze smutkiem.
- Mój Kamień mówi o śmierci.
Pokiwał głową i zamyślił się.
Maria przyjrzała się Nikowi. Blond włosy kręciły się na jego głowie jak sierść pudla. Duże oczy powiększały idealnie okrągłe szkła. Patrzył w dal, ale niczego nie widział. Myśliciel. Tacy jak on nie zajmują się zwyczajnymi sprawami.
Ktoś chwycił ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Drewniana bransoletka mignęła jej przed oczyma. Tylko jedna kobieta taką nosiła. Nie zdejmowała jej nawet do snu.
- I myślisz, że nie zauważyłam? - uścisk Ygerny był mocny i wściekły. - Opuściłaś nas, a teraz masz czelność wracać! Pokładaliśmy w tobie wielkie nadzieje, Przywódczyni myślała, że będziesz jej chlubą. Ty... ty nas zawiodłaś. I jeszcze śmiesz...
- Zostaw ją! - Wtrącił się blady mężczyzna z zębem rekina na szyi. Śnił się Marii tej nocy. Nazywał ją Dianą. - Zostaw ją w spokoju! Czy coś ci zrobiła?
- Dlaczego jej bronisz? - łuczniczka Diana odciągnęła go na bok. - Ona plotkuje o nas z Przywódczynią! Nie rozumiem cię. On, załatwią to po swojemu!
Maria próbowała się wyrwać, ale mocna dłoń Ygerny wciąż ją trzymała.
- Nie załatwią tego po swojemu - mężczyzna zbliżył się do Marii. - Puść ją!
- Dobrze, puszczę ją. Załatwimy to innym razem - mulatka puściła wyrywającą się Marię.
Alwa rozkoszowała się leśną ciszą. Nagle usłyszała kłótnię.
- Cicho tam! - znów zrobiło się tak cicho jak przedtem.
Maria obróciła się w kierunku Nika, żeby kontynuować rozmowę. Obróciła się w prawo. Obróciła się w lewo. Z tyłu też go nie było.
- Gdzie jest Nik? Nik? Wiecie gdzie jest Nik? On, Diana...
Alwa zniecierpliwiła się.
- Ciszej tam! Nie możecie choć przez chwilę się nie kłócić?
- Nika nie ma - krzyknęła Diana. - Pewnie znowu się zamyślił.
- Musimy go znaleźć - orzekła Przywódczyni. - Jest członkiem naszej drużyny.
- To nas spowolni - westchnęła Ygerna, ale musiała słuchać Alwy.
- Podbiegnijmy - zaproponowała Maria. - Mogło mu się coś stać.
Zaprzysiężeni dotarli do miejsca, w którym ostatnio widzieli Nika.
- Pomocy! - odezwał się zduszony krzyk. - Pomocy!
Sześciu Zaprzysiężonych stanęło w kole plecami do siebie. Co to za zwierzę napadło na Nika?
Maria zorientowała się, że nie znajdzie go w obrębie wzroku. Biegała po lesie. Jej wzrok przyciągnął kwiat, którego kielich był trochę mniejszy od niej. Wyglądała ładnie, ale ciężko by było trzymać ją w ogrodzie. Śmierdziała wymiotami i gniciem. Coś kopnęło roślinę od środka. Noga Nika. Już chciała przybliżyć się do kwiatu, ale magiczna siła Przywódczyni odciągnęła ją w ostatnim momencie. Kielich otworzył się z zamiarem połknięcia jej, ale zamiast tego Nik się uwolnił. Prawie. Kwiat znów go wessał do środka.
Alwa próbowała czarami pokonać roślinę, ale nie udało się.
- Przekroję to coś - On wyciągnął nóż.
- Nie! - zaprotestowała Przywódczyni. - Mógłbyś zabić i Nika i siebie.
- Wolałabyś, żeby to coś strawiło go żywcem?
- Nie to było w moich myślach. Spróbuj rzucić nożem, żeby przeciąć łodygę.
Spróbował On. Spróbowała Ygerna. Diana zastanowiła się.
Spudłowała raz, tydzień temu. Myślała, że jest niezawodna. Myliła się. A co, jeśli teraz też nie trafi? Nie chciała ryzykować życia Nika. Nie chciała mieć na sumieniu jego śmierci. Ale roślina trawiła go.



sobota, 21 marca 2015

Drugie Powiadomienie

Kochani, nadchodzi wiosna!
(Choć u mnie zima się nawet nie zaczęła)
Już wcześniej zaczęłam wprowadzać wiosenne zmiany, takie jak etykiety i spis treści. Dzisiaj dochodzi do tego avatar i szablon.
A teraz, pytanie do was: co wam się najbardziej NIE podoba w mojej Twórczości? Czekam na odpowiedzi.
P.S. Dzisiaj nie będzie już posta.

sobota, 14 marca 2015

"Kiedy kolory stają się tęczą" Rozdział 6


Usłyszałem, że coś dobija mi się do okna. Wiedziałem, kto to. Wcześniej nie chciałem wpuszczać jej do środka, ale wybiła szybę i wleciała sama. Potem musiałem przenieść się do innego pokoju na trzy miesiące (!) kiedy moje gnomy reperowały szybę. Tym razem nie popełniłem tego błędu. Biała Gołębica wleciała bez przeszkód do mojej komnaty i pośrodku zmieniła się w świetlistą postać.
– Dlaczego chcesz zabić niewinną dziewczynę? – zapytała kobieta. – Nie pamiętasz Marleny?
– A co ma do tego Marlena?! – burknąłem. Nienawidziłem, gdy przychodziła, gdy mówiła o Marlenie.
– Inga jest jego przyjaciółką, a Marlena twoją. Jeżeli zabijesz Ingę, twój szpieg cię znienawidzi. Stanie się taki jak ty.
– Ale ja nie zamierzam zabić tej jego przyjaciółki. Chcę go tylko postraszyć. A jeżeli nie posłucha…Nie zamorduję jej osobiście. Użyję Broni.
– Czyś ty zwariował? Mścisz się. Na niewinnych! 10 lat temu byłeś marzycielem, jakich mało. Kochałeś ją, mimo że nie miała ręki. Nie chciałeś panować nad całym światem, do czego dążyli twoi wujowie. Zamknęli cię w piwnicy – byłeś jako wolny, szczęśliwy ptak zbyt niebezpieczny dla nich, dla żądzy władzy. W ciemnym więzieniu – ciągnął Mój Wewnętrzny Głos – przestałeś wierzyć w dobro.
– Wcześniej byłem naiwny!
– Jestem tobą, Twoim Sumieniem, tym co masz w środku. Czemu mnie zakrywasz, czemu zakrywasz siebie!
– Ciągle dogadujesz! Nie mogłabyś mi czasem pomóc?! – krzyknąłem.
– Cały czas ci pomagam. Próbuję ci pomóc. Ale ja tu nic nie zdziałam. To ty musisz to zrozumieć.
– Podsunęłaś mi świetny pomysł! Zniszczę tę planetę!
– Zniszczysz Nimeru? I oczywiście zabierzesz ze sobą Marlenę i polecicie na Mireję do Układu Iris? Nie pomyślałeś, że tam teraz jest Geder? Nie pomyślałeś, że Marlena nie będzie chciała lecieć?
– A dlaczego miałaby nie chcieć? Jesteś okropnie uparta!
– Nieprawda! – Sumienie roześmiało się. – To ty jesteś uparty.
– Rozmowa z tobą nie ma sensu! – odciąłem się.
– Nie ma sensu kłótnia z samym sobą.
– Idź stąd bezmózgi Ptaku! – miałem jej dość. – No już, okno jest otwarte.
– Ciesz się, że mnie jeszcze masz. Kim jest Geder?
– Hmm! Ykchym! Ychy, ychy! – poszedłem zamknąć okno. – Zimno tu.
– To ty jesteś zimny. Psujesz się, gnijesz – przebiegł po mnie dreszcz, to brzmiało jak proroctwo, niespełnione proroctwo, które zagrażało wszystkim antagonistom. – Kim jest Geder?
– Jest moim synem. Skolonizował dziką planetę Doo – Librees i nazwał ją swoim imieniem. Zamierza zdobyć Mireję. Moja krew! Ale…
– Jest twoim synem?
– Nie! Adoptowałem go. Przestań zadawać głupie pytania! Dłużej tego nie wytrzymam – brakowało mi sił, żeby z nią rozmawiać – Przecież jesteś mną tak czy nie?!
– Jestem tobą, masz rację i wiem o czym myślisz, ale nie wiem, co sobie wmawiasz – ten jej kamienny spokój doprowadzał mnie do szału. – Popatrz na mnie. Jaka jestem? Brzydka, obleśna?
– Piękna. Jesteś piękna – nie mogłem skłamać – I co?
– Ja jestem tobą. To ty jesteś piękny. Tylko mnie nie ukrywaj. Przestań się psuć.
Świetlistej wyrosły złote skrzydła, ona sama skurczyła się i już jako Gołębica wyfrunęła przez okno, lecąc w promieniach wschodzącego słońca.

























piątek, 6 marca 2015

"Cztery" Rozdział 2: Nidalei

3.07.2105, niedziela
Nidalei spacerowała z koleżanką alejami parku.
- Wiem, że ciężko się... tam dostać - powiedziała.
Nie chciała urazić Rebeki, która w zeszłym roku nie zaliczyła wstępnych.
- Tak, to prawda, ale ciebie na pewno przyjmą... Ta sytuacja ma swoje minusy. Nie, żebym była zazdrosna, ale Szkołam Muzyczna VI klasy i II Stopnia nie jest JEDYNĄ szkołą w tamtym miejscu. Nie bez powodu nazywa się ono Zespół Trzech Szkół. Jest jeszcze Szkoła Przyrodnicza i i SAIO - Szkoła Ataku I Obrony. Czytałam, że... No wiesz, oni tam WALCZĄ. WALCZĄ! Słyszysz, Nidalei? Przecież to samo w sobie jest prostackie. A oni nie ograniczają się do ćwiczeń między sobą. Niektórzy (brutale) wykorzystują swe umiejętności przeciwko takim jak ty.
- Jestem PEWNA, że będą mnie omijać szerokim łukiem. - odpowiedziała chłodno Nidalei. - Poradzę sobie.
Rebeka ją denerwowała; próbowała naśladować jej styl, traktowała ją jak swego idola i ciągle rozpowiadała jaka to Nidalei jest piękna i zdolna. Ale Rebeka była też dobrą dziewczyną, a ponadto jej starą znajomą.
Obie skręciły w Zieloną Aleję, gdzie światło słoneczne docierało jedynie przez liście drzew. Od razu poczuły miły chłód.
- Jedno mnie niepokoi - Nidalei spojrzała prosto w oczy Rebeki. - Jedna z przesłuchujących mnie nauczycielek była UDERZAJĄCO podobna do mnie. Była wysoka, szczupła i nosiła długą sukienkę. Chciała mi podpowiedzieć.
- I co ci podpowiedziała?
- Nic! Nie zgodziłam się na to. To byłoby ŻAŁOSNE (przecież wiem, że zda bez niczyjej pomocy). Ale najbardziej niepokoi mnie to podobieństwo.
Rebeka uśmiechnęła się przymilnie. Nidalei nienawidziła tego uśmiechu, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Wiesz... Jeżeli widzisz kogoś NAPRAWDĘ pięknego, to może się wydawać, że to ty.
Tym razem Nidalei nie wytrzymała. Miała problem, a Rebeka nawet nie powiedziała czegoś w stylu: "Nie gadaj głupstw", tylko... no właśnie, traktowała ją jak głupią.
- Idę do domu.