wtorek, 30 czerwca 2015

"Zaprzysiężeni" Rozdział 4

Azalia stała w szlafroku na balkonie. Dochodziła dziewiąta. W głowie mieszały się różne myśli, jakby dodała za dużo przypraw do zupy i spojrzała do garnka. W środku pływała dziwna ciecz, a ona zapomniała, jak zrobiła coś takiego. Mieszkała z siostrą od dawna (żadna z nich nie wyszła za mąż), ale dopiero teraz zobaczyła, jak mało o niej wie. Dlaczego uciekła? Narobiła hałasu w nocy, pokój wyglądał, jakby ktoś ją napadł, wyszła, a potem wróciła do pokoju i wrzeszczała na jej widok. Nie wróciła rano. Gdzie jej szukać? Przestraszyła się czegoś i wybiegła. Czego? Jaką tajemnicę skrywała? Przyjaciele? Praca? Pewnie. Czemu nie. Wcześnie opuściła rodzinny dom. Wtedy jeszcze mieszkały z rodzicami w Fairze - mieście nauki, sztuki i magii.
Azalia czuła, że coś się święci i nie chciała, żeby ukochana siostrzyczka, przecież jeszcze dziecko wyruszyła w daleką podróż. Ale rodzice puścili ją i tak: "Nic się przecież nie stanie, jak trochę świata zwiedzi". Po ośmiu latach wróciła, ale nie do Fairy, do domu rodziców, tylko do niej, do Hwanku, do małego miasteczka. Wróciła i już nie pracowała, ale pieniędzy miała zawsze pod dostatkiem. O swojej pracy wspominała tylko kilka razy: przez pierwsze trzy lata się uczyła, dużo podróżowała, ale w końcu odeszła, bo zrozumiała, że to nie dla niej.
A co do przyjaciół... siostra kontaktowała się z tylko jedną osobą i może z kolegami przez te osiem lat. Ale ta jedna osoba mogła coś wiedzieć. A nawet jeżeli nie, to i tak warto ją odwiedzić. Tak samo jak Azalia, pasjonowała się roślinami.

Zapukała. Drzwi z ciężkiego drewna wkrótce się otworzyły. Stanął w nich niski pięćdziesięciolatek.
- Dzień dobry, Zielarko - ukłonił się z uśmiechem. - Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję, ja ze sprawą do Dziewanny.
- Wejdź, Azalio i rozgość się! - jej głos dobiegł z sąsiedniego pokoju.
Siedziała na fotelu i czytała książkę. Uśmiechała się przez cały czas, ale jej uśmiech wyrażał coś odwrotnego. Smutna Dziewanna?
Jej twarz była niebieska.
- Co ci jest?
- Ale o co ci chodzi?
- Widać ci żyły na policzku.
- To? To nic. Nic takiego - Dziewanna zakłopotała się. - No dobrze. Powiem ci. Jestem chora. Na prawdę chora. Przeżyję jeszcze tylko miesiąc, jeśli nie zdobędę leków - jej oczy zamgliły się. - Proszę, nie mów Marii. To ją tylko zaboli. Jak już mnie nie będzie powiedz jej... powiedz, że wyjechałam.
- Niestety. Już jej nie powiem.
Dziewanna zbladła.
- Szare Cmentarze?
- Czy ty nie za dużo myślisz o śmierci? Powinnam cię częściej odwiedzać. Nie, jeszcze nie. Posłuchaj mnie teraz, bo chcę ją znaleźć: wczoraj w nocy usłyszałam hałasy na górze, w jej pokoju. Weszłam tam, a wszystko było powywracane do góry nogami. A potem weszła cicho jak kot i tak wrzasnęła... Wiesz, gdzie pracuje?
- A co to ma do rzeczy?
- Być może ma kłopoty.
- Kiedyś ją o to pytałam, ale nie odpowiedziała. Tak samo jak moja druga przyjaciółka i moja siostra.
- Ty masz siostrę?!
- Tak, a nie mówiłam ci? Zaczęła pracować dziesięć lat temu, potem widziałam ją tylko kilka razy. Pamiętam, że opowiadała mi o słabej dziewczynie, która lubi ubierać się na niebiesko. Moja siostra bardzo jej nie lubiła.
- Maria - wtrąciła Azalia. - Bardzo nie lubiła jakiejś Gery, Gerny, czy jakoś tak...
- Ygerny! To moja siostra.
- A ta druga przyjaciółka?
- Obiecałam, że nikomu nie wyjawię jej imienia. Ale chyba muszę. W końcu chodzi o Marię. Nazywa się Morwa. Ona też gdzieś zniknęła. Ostatnio dała i na leki dziesięć tysięcy niz!
Azalia wybuchnęła śmiechem. Dziewanna rzeczywiście spotykała się z dziwnymi ludźmi. Ale czy to ważne?
Na razie były całe i zdrowe.

5 komentarzy:

  1. Odnoszę wrażenie, że nie do końca ogarnęłam tą ostatnią rozmowę.
    "W głowie mieszały się różne myśli, jakby dodała za dużo przypraw do zupy i spojrzała do garnka" - ciekawe porównanie, muszę przyznać. O moich myślach bym tak nie powiedziała, ale porównanie bardzo mi się podoba ( ma to pewnie coś wspólnego z tą zupą i tym, że nie umiem gotować).
    Poza tym nie pasuje mi tylko to oznajmienie, że Dziewanna niebawem umrze i brak wielkiej reakcji z strony Azalii.
    To tyle. Poza tym - nawet ciekawie.
    Pozdrawiam
    Wilcza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz.
      Tak, kiedy to rzeczywiście nienaturalne.
      - Jestem śmiertelnie chora.
      - Aha.

      Usuń
    2. Wfam, chociaż w sumie... znając życie na mnie wiele osób by tak zareagowało...

      Usuń
  2. Nie mam sił ani zbytnio czasu na klecenie ambitnych komentarzy. :/
    Ale przeczytałam i weny życzę! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz, a gdzie ratowanie kumpli przed trawiącą ich rośliną? No nie fair, że tak nagle zmieniasz wątek!
    Co do fragmentu - niewiele mi mówi. W dialogu troszkę zabrakło mi uzupełniającej narracji, opisów gestów, ruchów, zaznaczenia mimiki albo chociażby tonu. Miło jednak, że nie skupiasz się tylko na Marii, ale starasz też pokazać całą sytuację z innej perspektywy. To powinno dobrze zrobić opowieści ;)

    Pozdrawiam ciepło
    ~ Scatty

    OdpowiedzUsuń

Proszę o:
<brak hejtów, trolli itd.
<jeżeli chcesz polecić swojego bloga, najpierw skomentuj któryś z moich wpisów, na końcu zareklamuj się.
<komentarz, którego autor nie zastosuje się do moich zasad zostanie usunięty!!!