sobota, 14 lutego 2015

"Cztery" Rozdział 1: Kora

Rozpoczynam nową serię (mam nadzieję, że się połapiecie w tych trzech historiach) pod tytułem "Cztery". W niej zamierzam szlifować styl, który na razie w niczym nie przypomina diamentu. W tym rozdziale największy nacisk położyłam na opisy miejsc, których wcześniej nie było wcale. Chociaż starałam się jak mogłam, to mogło po prostu nie wyjść. Powiedzcie mi, szczerze, co sądzicie o tym rozdziale i w ogóle o pomyśle ćwiczeń. Na początku chciałam pisać opowiadania, ale przyznaję: nie potrafię pisać krótkich form. Piszcie też w komentarzach nad czym ogólnie powinnam popracować. Miłego czytania!
Rozdział 1: Kora
29.06.2105, środa
Truskawki - ten niepowtarzalny zapach czerwca tym razem nie sprawia mi radości. Jadę samochodem przez zielone pole, okno jest otwarte, a wiatr huczy mi w uszach.
- Zamknij okno, bo się rozchorujesz. Słyszysz? - mama śmieje się jakby wszystko było w porządku.
Kręcę korbką, a szyba wznosi się. Zapieram głową w siedzenie. EGZAMIN.
- Nie martw się, na pewno zaliczysz wstępny, a potem jakoś to będzie. Miejsce jest cudowne, sama widziałaś. Poza tym... jeszcze tylko dziesięć minut i jesteśmy na miejscu.
Jeszcze mocniej wtulam się w fotel. Obok mnie leży ulotka szkoły, do której chcę się dostać. Szkoły moich marzeń. Jednak najpierw muszą mnie do niej przyjąć.
- Wysiadamy!
Kiedy wychodzę z samochodu robi mi się niedobrze, ale to uczucie szybko mija. Przed sobą widzę Akademię Przyrodniczą: stary, choć odnowiony, pastelowo-zielony budynek z ogródkiem i szklarnią. Cztery piętra. Trzy pierwsze przeznaczone do nauki, reszta jako pokoje mieszkalne. Wchodzimy na pierwsze piętro i szukamy sali 35. Na ścianach porozwieszano obrazy: pejzaże i szkice roślin.
- Mamo, popatrz - mówię normalnie, lecz zaraz potem się uśmiecham. - Tam są takie śliczne różyczki!
Co chwilę zmieniam ton głosu: denerwuje mnie to.
- Kochana, nie świruj. Egzamin za dwie minuty, wycisz się trochę.
Wzdycham. Jeszcze nikt nie przyzwyczaił się do mnie, do mojego stylu. Mówią o mnie "psychiczna", a w najlepszym razie nie mówią nic, tylko patrzą się z ukosa. Dlatego chcę być wyjątkowa. Chcę sprzedawać kwiaty i zioła. I dużo wiedzieć - na tyle dużo, żeby ludzie nie zwracali na to uwagi. Do tego jest mi potrzebna Szkoła Przyrodnicza. Jeżeli się dostanę, wrota przyszłości staną przede mną otworem. Ale jeżeli nie...
- Kora Andriejewna, egzamin wstępny! - skrzekliwy głos dobiega z końca korytarza.
Biegnę, a skórzana torba, odrobinę za długa, podskakuje na moich kolanach. Wpadam do sali i siadam na krześle. Komisja składa się z trzech osób.
- Pokaż papiery - mówi staruszka z eleganckim sznurem pereł na szyi.
Jej głos jest jak cukier - szkrzący, lekko dzwoniący i twardy.
- Och, oczywiście - gorączkowo grzebię w torbie, szukam dokumentu, który potwierdza moje predyspozycje. Nie mogę np. mieć padaczki, ani uczulenia na pyłki. Pacam się w czoło. Jak mogłam zapomnieć? Jak mogłam? - Przepraszam, ale zostawiłam je w domu - odpowiadam im najspokojniej jak potrafię, ale w głębi duszy chcę rozpłakać się i wybiec z sali.
- Kontynuujmy test - mówi profesorka w średnim wieku.
Po paru pytaniach z wiedzy najmłodsza, wyglądająca na studentkę nauczycielka łapie mnie za rękę.
- Chodź ze mną na korytarz. To potrwa chwilę.
Wychodzimy z sali.
- Nieważne, co myślą tamte dwie: zdasz wstępne. Jesteś zdolna, ale zżera cię trema. Podpowiem ci coś: większość nie zwraca uwagi na wygląd sali, skupia się, powiedzmy, na twarzach egzaminatorów. A na ścianach są poprawne odpowiedzi.
Na początku wydaje mi się to dziwne, ale wiem, że to moja szansa. Patrzę na nią. Jesteśmy podobne, ona też ma rude włosy i zielone oczy. Starsza wersja mnie.
- Dziękuję.
Wracamy do sali. Nagle wszystko wydaje się wyraźniejsze. Intensywnie zielone ściany, tablice z podpowiedziami.
- Teraz zapytamy cię o motywację. Jak bardzo zależy ci na tym, żeby się dostać do tej Szkoły?
Patrzę na nie z powagą.
- Zawsze marzyłam o tym, żeby w przyszłości być poważaną. Interesuję się przyrodą - uśmiecham się niekontrolowanie. - Kocham kaktusiki! I kwiatki, pszczółki, drzewka też! Biedroneczki są w kropeczki!


12 komentarzy:

  1. Uuuu, zapowiada się ciekawie! Masz bardzo oryginalną wizję przyszłości (w większości przypadków to megaucywilizowane miasta itp.). Gdy Kora została zawołana na egzamin czułam się tak jakbym słyszała ten skrzekliwy głos!

    ~Koleżanka z klasy

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze: ćwiczenia to ZAWSZE jest dobry pomysł. Zapamiętaj to sobie!
    Po drugie: nie ma "nie umiem". Co najwyżej - "jeszcze nie umiem", chociaż i tego bym Ci nie zarzuciła. Nie zniechęcaj się do pisania opowiadań, zwłaszcza że wcale nie wychodzą Ci źle. Jedyne, czego potrzebujesz, to czas - na pisanie, oczywiście. Im więcej będziesz pisać, tym będziesz lepsza. Innej recepty nie ma.
    Po trzecie: całkiem dobry rozdział. Moją uwagę osobliwie przykuła bohaterka, która z miejsca intryguje. Chciałabym dowiedzieć się o niej więcej, a co za tym idzie - przeczytać dalej ;) Dalej, opisy - są naprawdę okej. Obrazowe i zwięzłe, bez niepotrzebnego rozwodzenia się nad każdym szczegółem, ale wystarczające do wyobrażenia sobie wszystkiego jak trzeba. Tak trzymaj!
    Trochę zakuła mnie w oczy ta studentka-egzaminatorka. Kora ledwie weszła do sali, a ona już wie, że dziewczyna jest zdolna, chociaż nie powiedziała nawet słowa prócz wyjaśnienia, że zostawiła papiery w domu... Trochę to mało wiarygodne. Lepiej by w każdym razie wyglądało, gdyby najpierw Kora w jakikolwiek sposób jej swój talent pokazała.
    Poza tym szczegółem, nic godnego wytknięcia nie zauważyłam. Pisz, pisz, nie przeszkadzaj sobie ^^

    ~ Scatty

    OdpowiedzUsuń
  3. Ćwiczenia to naprawdę dobra rzecz. I taka rada. Nigdy, ale to nigdy w opowiadaniach nie pisz skrótów. Zamiast "np", napisz po prostu "na przykład". Kiedy używa się skrótów wygląda to nieprofesjonalnie, kłuje w oczy i wszystko psuje c;
    (Wybacz jeśli w komentarzu są jakieś błędy lub literówki, piszę z komórki)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uwagę i podzielam twoje zdanie (poszłam tak z rozpędu).

      Usuń
  4. Zamiast 'profesorka' uważam, że powinno być 'pani profesor', albo, jeśli już koniecznie jednym słowem to 'kobieta'. Nikt normalny (bez urazy) się tak nie wyraża na co dzień. Czasem rzuca się po nazwisku, czasem jakimś przydomkiem, ale 'profesorka' brzmi sztucznie.
    Poza tym naprawdę trzeba nieco oszlifować styl, ale idzie ci dużo lepiej niż w poprzednich opowiadaniach. Co prawda nie ogarniam trochę głównej bohaterki, ani jej motywów.

    OdpowiedzUsuń
  5. kto marzy żeby być poważnym ? o.O albo się jest poważnym albo nie . XD Ja np. nie jestem i dobrze mi z tym. Ćwiczenia dobra rzecz! popieram! Ale wszystko pięknie i wg, nareszcie doczekałam się opisów *.*. Nie chcąc Cię urazić, bo to naprawdę nie w mojej intencji, ale pisząc o biologi radziłabym trochę poczytać o niej np. o farmakognozji, albo farmakologii ... nie polega ona na tym, że biedroneczki są w kropeczki XD nikt by cię do szkoły przyrodniczej nie przyjął, gdybyś powiedziała coś takiego . o.O

    OdpowiedzUsuń
  6. Uuu, tu jest ciekawiej. :> I faktycznie jest więcej opisów.
    Ćwiczenia zawsze są dobre, we wszystkim. Zwłaszcza w graniu na instrumentach....
    Masz styl taki różny od mojego i innych, których znam! Aż sama się przerzucam na sposób wyrażenia, jakiego normalnie nie używam. ;-; Jak mogłaś? >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Instrumentach? Grasz na czymś?

      Usuń
    2. Klarnet, proste melodie na fortepianie. :)

      Usuń

Proszę o:
<brak hejtów, trolli itd.
<jeżeli chcesz polecić swojego bloga, najpierw skomentuj któryś z moich wpisów, na końcu zareklamuj się.
<komentarz, którego autor nie zastosuje się do moich zasad zostanie usunięty!!!